środa, 18 maja 2016

Wychowywanie. To takie proste?

 

Dziś poruszę dosyć poważny temat. Jeśli jesteś rodzicem, wiesz, że wychowanie dziecka to wyzwanie, rodzaj zadania życiowego, wobec którego nie można zgłosić nieprzygotowania.

Ktoś kiedyś powiedział, że rodzicielstwo polega na dawaniu dziecku korzeni, by rosło, a następnie skrzydeł, by wzbiło się w powietrze.

Idąc dalej tym tropem, rodzice mają zrealizować misję, która nie polega jedynie na przygotowaniu pysznej kaszki, czy znalezieniu odpowiedniej ostrości światła, by wykonać świetne zdjęcie dziecka ubranego w najnowszą kolekcję ubrań z popularnej sieciówki, a następnie oczywiście opublikować je z dumą w którymś z portali społecznościowych.

Założę się, że to zdjęcie nie zadecyduje o tym, że uzbroimy dziecko w zdrową samoocenę.

Każdy z nas wraz z temperamentem otrzymuje od losu pewne, nazwijmy je: wewnętrzne predyspozycje. Decydować one będą o progu wrażliwości na różne otaczające bodźce.

Oznacza, to, że jedno dziecko będzie uciekało z płaczem przed odrażającym, gburowatym wujkiem, a drugie, co najwyżej będzie trzymało się bezpiecznej odległości od nietypowego członka rodziny.

Cechy temperamentalne mają zasadniczy wpływ na kształtowanie się osobowości i można z nich korzystać w różny sposób. Na potrzeby tego artykułu, chciałabym jednak skoncentrować się na czynnikach w pełni zależnych od rodziców, a przede wszystkim ich działań.

 
 
 

Jakie składowe wpływają zatem na budowę poczucia własnej wartości?

  • poczucie bezpieczeństwa

    nieprzewidywalność opiekunów, zmiana zdania, przesadny krytycyzm i narzucanie perfekcjonistycznych standardów, budują środowisko, w którym dziecko czuje, że nigdy nie doścignie ideałów. Przez całe swoje życie może dążyć do zdobycia „nieosiągalnego celu”, by w końcu zasłużyć na komplement, zostać docenionym. Nigdy jednak nie będzie się czuło wystarczająco dobrym, mądrym, wysportowanym, pięknym, by móc odpuścić...

    Zachęcam Cię do tego, by odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy moje dziecko wie, czego może się po mnie spodziewać”? „Czy ustalamy wspólnie zasady panujące w domu”?

    A może zastanawiasz się nad tym, czy moje dziecko nie ma jakieś ukrytej wady słuchu, bo mogę powtarzać dziesięć razy, co należy „teraz” zrobić, a mój potomek nadal wpatrzony jest w ekran monitora ze słuchawkami na uszach. Ty nie wychodzisz z podziwu nad tym, jak można tak marnować czas, a Twoje dziecko już dawno zdobyło przekonanie, że ma najbardziej „upierdliwego rodzica, ever” :)

    (W tym momencie mam też taką myśl, że to porównanie celnie opisać może niejeden związek i rozbieżności w oczekiwaniach).

  • Dotyk- okazywanie uczuć

  •  

    W naszej kulturze dotyk dziecka niekoniecznie jest utożsamiany z okazywaniem miłości, co wiąże się z faszerowaniem społeczeństwa aferami na tle seksualnym. Nie każdy rodzic jest dewiantem i jeśli tylko zaufa swojej intuicji, to będzie doskonale wiedział, kiedy dotykiem przekazuje miłość, a kiedy przejawia agresję.

    Dzisiaj już wiemy, że prawidłowy dotyk stymuluje rozwój mózgu, tworzy więź dziecka z opiekunem. Bez niego nasza pociecha może umrzeć (w tym miejscu proszę poczytać na temat badań Harry'ego Harlowa z Uniwersytetu w Wisconsin).

    Zanim nasza pociecha zacznie rozumieć słowa, deklaracje miłości odczytuje za pomocą gestów, przytulenia itp. W dorosłym życiu również nie odczuje, że jest kochane, jeśli nie doświadczy bliskości fizycznej, obejmowania, pocałunków itp.

    Z mojej praktyki wynika, że dzieci, które doświadczały powściągliwości, a nawet niechęci do fizycznego kontaktu u swoich rodziców, jako dorośli napotykają wiele trudności na skutek deprywacji dotyku.

    Z jednej strony może to przejawiać się w unikaniu intymnego kontaktu, a nawet spotkań z ludźmi, poczuciu bezwartościowości, lęku. Z drugiej strony często ukierunkowani są na kompulsywną aktywność seksualną (nieświadomy wysiłek służący zaspokojeniu rany wywołanej brakiem bezpiecznego dotyku, jednak czyniony w tym wypadku w sposób upokarzający „ja”, ugniatający uczucie własnej wartości).

  • Bezwarunkowa miłość

  •  

Ładne określenie, prawda? Mam też przekonanie, że momentami może być już za bardzo wyświechtane.

A dotyczy kwestii nie tylko wychowywania, ale i relacji w związku, przyjaźni.

Dziecko, które uzyskuje od rodzica komunikat w stylu: „Nie jesteś wystarczająco dobry/mądry, przystojny/zaradny”, słyszy coś w rodzaju: „dopóki się nie zmienisz i nie spełnisz oczekiwań, nie będziesz kochany, nie będziesz zasługiwał na miłość” (naprawdę źle zaczyna być z pacjentem, który z takim mechanizmem spotyka się również w bliskiej relacji z chłopakiem/mężem).

Dziecko takie często dąży zawzięcie i z poświęceniem samego siebie do wysokich standardów narzuconych przez rodzica. Ale właśnie te słowa: „nie zasługujesz jeszcze na naszą miłość” będą w nim grać- być może do końca życia i narzucać szaleńcze tempo w drodze do wyimaginowanego szczytu wytchnienia i akceptacji.

Nawet jeśli rodzic uzna w końcu, że jego syn/córka wykazał już dowody wysokiego statusu / osiągnięć, to nie zmieni to faktu, że w tym dorosłym już dziecku wciąż będzie odzywał się, wydobywający z najgłębszych czeluści podświadomości komunikat: „nie jesteś wystarczająco dobry- wciąż musisz udowodniać swoją wartość!”.

Pułapka, w postaci zakotwiczenia w nieosiągalnych, perfekcjonistycznych standardach powstaje w środowisku w jakim dorastamy. Ofiarą staje się małe dziecko, które nie jest do końca zdolne do kontrargumentacji. Raczej chłonąć będzie takie słowa, jak gąbka, przyjmując je od swoich pierwszych, naturalnych autorytetów.

Voila! Przepis na zaniżoną samoocenę gotowy do podania!

  • akceptacja

  • Dziecko, którego myśli i uczucia będą akceptowane i rozumiane, nauczy się akceptować samego siebie, dokładnie takim jakim jest. Nie oznacza to, że „nie muszę się już niczego uczyć i dalej rozwijać”, ale: „Kocham siebie za to jaki jestem”.

Pięknie powiedziane. Ale jak to osiągnąć? Wytłumaczę to począwszy od przykładów z okresu wczesnego dzieciństwa. Mądry rodzic pozwoli na odczuwanie złości, szczęścia, seksualności i tęsknoty. Wszystkie emocje są zatem dozwolone, dziecko nie musi ukrywać tego, że się czegoś boi, bo: „nie wypada się bać/chłopcy nie płaczą”. To, że dziecko nie ukaże swoich uczuć, wcale nie oznacza, że ich nie ma, że w cudowny sposób „gdzieś wyparowały”.

Jeśli pozwolimy dziecku na wyrażanie jego temperamentu, aspiracji, zainteresowań, niezależnie od tego, czy je podzielamy, zasadnym stanie się przypuszczenie, że wychowamy dziecko, które będzie znało swoją wartość i będzie potrafiło ją doceniać

Wiecie, co to oznacza w praktyce?

Zgodę na to, że mimo tego, że ja uwielbiam sport, moje dziecko może wybierać bardziej statyczne formy aktywności i nie będzie w tym nic złego.

Ja mogę być bardzo szybka i sprawnie podejmować decyzję, ale moje dziecko może być powolne. I ja to uszanuję.

Dzięki temu, łatwiej jest uniknąć błędu w postaci określeń typu: „niezdara”, „leń” itp. , a za pewne, w przypływie gniewu, łatwiej jest sięgnąć po takie „kwiatki”.

Niestety, dzieci mogą uwierzyć w te słowa. Zanim użyjemy takiej etykietki, warto jest przystanąć i zastanowić się: „czy ja rzeczywiście chcę, by moje dziecko tak o sobie myślało”? /w terapii często odwołuję się do pojęcia samospełniającego się proroctwa. Proponuję zatem poczytać o tym zjawisku psychologicznym/.

  • Widzialność

      Opiszę to najprościej, by nie zmęczyć „oczywistymi oczywistościami”.

      Wyrażam radość, a ty rozumiesz mój stan; wyrażam smutek, a ty reagujesz empatią; robię coś z czego jestem dumna, a ty uśmiechasz się z podziwem- czuję się dostrzegany i rozumiany przez ciebie.  

Wiemy przecież doskonale do czego może prowadzić sytuacja, w której ja wyrażam radość, a mój rodzic- zniecierpliwienie. Ja ukazuję smutek, a matka oskarża o dramatyzowanie. Robię coś, z czego jestem dumna, a ojciec to bagatelizuje.

Co wówczas zrobiłoby Twoje „wewnętrzne dziecko”? Moje natychmiast uciekłoby do najbliższego, bezpiecznego miejsca z ważnym przemyśleniem: „nie warto dzielić się swoim życiem z taką osobą”.

Kiedy małe dziecko, mozolnie próbuje zbudować szałas za domem, a ojciec, komentuje to zdaniem: „Kiedy to w końcu skończysz? Obiad na ciebie czeka. Sam to dokończę”, zsyła swojego potomka do krainy niewidzialności, w której nie ma miejsca na pochwałę. Co innego możemy zafundować małemu chłopcu, jeśli powiemy: „To niełatwa sprawa, ale widzę, że nie dajesz za wygraną?”. Co Ty wolałbyś usłyszeć?

Delikatnie zaczepię Cię w tym miejscu, zadając pytanie: „a co jeśli dziecko poszuka sobie akceptującego słuchacza i odbiorcę w tym „Dziwaku” z powiększonymi często źrenicami i niechlujnym ubiorze? To wcale nie będzie takie trudne, jeśli przyszykujemy podatny grunt pod taką znajomość.

Konstruktywna pochwała.

 

Każdy kochający rodzic zdaje sobie sprawę z wagi pochwały dla wspierania poczucia własnej wartości.

Czym zatem w ogóle różni się zwykła pochwała od tej konstruktywnej?

Haim Ginott dokonał ważnego rozróżnienia pomiędzy pochwałą oceniająca a doceniającą.

W psychoterapii dzieci uważamy na pochwały oceniające, czyli formułowane w sposób ogólnikowy, np.: „jesteś bardzo grzeczna”, lub: „świetnie malujesz”. Dlaczego? Ponieważ nie jest pomocna! U dzieci często wywołuje lęk albo uzależnienie od osoby psychoterapeuty i jego pochlebnych opinii. Ważne by uczyć dziecko na co dzień opierania się na wewnętrznej motywacji i własnych sądach. W jaki sposób?

Posługujemy się opisem zachowania, które nam się podoba.

Przyjrzyjmy się takiej oto sytuacji: Mały Jaś rysuje samochodzik i używa przy tym wielu kolorów, stara się uwzględnić jak najwięcej szczegółów. Terapeuta powstrzymuje się od osobistej pochwały („Piękny rysunek”, „Masz talent”) i opisuje to, czego dokonał właśnie Jaś: „Użyłeś sześciu kredek by narysować szczegóły samochodu, nawet takie jak klamki i koła. Ten samochód jest bardzo podobny do tego, który stoi za oknem (…)”. Po chwili na twarzy dziecka możemy zaobserwować uśmiech, a w głowie Jasia pojawi się myśl: „Pani pochwaliła mój rysunek, spodobał jej się. Muszę mieć talent”.

Tym sposobem Jaś doceni samego siebie, będzie zatem oczekiwał pochwał by zabrać się za kolejny rysunek. Uznając, że: jestem dobry w rysowaniu” nie będzie uzależniał każdego kolejnego kroku od „głasków” psychologa czy rodziców.

Zasada jest następująca: opisz to co Ci się podoba w zachowaniu dziecka. Im konkretniej to zrobisz, tym większe będzie miało znaczenie dla dziecka i będzie łatwiej przyswajalne.

Co z krytyką?

Oczywiście powinna ona dotyczyć zachowania pociechy, nigdy nie jego samego.

Spróbuj zrobić to według najprostszego schematu:

Omów zachowanie, które jest nieodpowiednie (bicie rodzeństwa, plucie itp.), nastepnie swoje uczucia w związku z tym (złość, rozczarowanie), przedstaw zwięźle co chcesz, żeby było zrobione.

Oczywiście, każde dziecko jest inne i niełatwo jest przyłożyć opisaną wyżej ścianę zasad do konkretnego malca. Dlatego czasem warto jest omówić sprawy dziejące się w domu, w trakcie spotkania z psychologiem.

Nie chodzi przecież o to, by udawać przed dziećmi, że „jesteśmy doskonałymi rodzicami”. Możemy wprost przyznać, że zmagamy się z sytuacją, która jest trudna i oczekujemy w związku z tym wsparcia specjalisty. Mamy prawo do błędów! Dzięki temu jesteśmy bardziej autentyczni, bardziej „ludzcy” dla naszego dziecka i uczymy go, że na zmiany w zachowaniu nigdy nie jest za późno. Jest również wielce prawdopodobne, że skorzysta na tym poczucie własnej wartości wszystkich członków rodziny.

 

Autor: Agnieszka Domagała