Wychowywanie. To takie proste?
Dziś poruszę dosyć
poważny temat. Jeśli jesteś rodzicem, wiesz, że wychowanie
dziecka to wyzwanie, rodzaj zadania życiowego, wobec którego nie
można zgłosić nieprzygotowania.
Ktoś kiedyś
powiedział, że rodzicielstwo polega na dawaniu dziecku korzeni, by
rosło, a następnie skrzydeł, by wzbiło się w powietrze.
Idąc dalej tym tropem,
rodzice mają zrealizować misję, która nie polega jedynie na
przygotowaniu pysznej kaszki, czy znalezieniu odpowiedniej ostrości
światła, by wykonać świetne zdjęcie dziecka ubranego w najnowszą
kolekcję ubrań z popularnej sieciówki, a następnie oczywiście
opublikować je z dumą w którymś z portali społecznościowych.
Założę się, że to
zdjęcie nie zadecyduje o tym, że uzbroimy dziecko w zdrową
samoocenę.
Każdy z nas wraz z
temperamentem otrzymuje od losu pewne, nazwijmy je: wewnętrzne
predyspozycje. Decydować one będą o progu wrażliwości na różne
otaczające bodźce.
Oznacza, to, że jedno
dziecko będzie uciekało z płaczem przed odrażającym, gburowatym
wujkiem, a drugie, co najwyżej będzie trzymało się bezpiecznej
odległości od nietypowego członka rodziny.
Cechy temperamentalne
mają zasadniczy wpływ na kształtowanie się osobowości i można z
nich korzystać w różny sposób. Na potrzeby tego artykułu,
chciałabym jednak skoncentrować się na czynnikach w pełni
zależnych od rodziców, a przede wszystkim ich działań.
Jakie
składowe wpływają zatem na budowę poczucia własnej wartości?
poczucie
bezpieczeństwa
nieprzewidywalność
opiekunów, zmiana zdania, przesadny krytycyzm i narzucanie
perfekcjonistycznych standardów, budują środowisko, w którym
dziecko czuje, że nigdy nie doścignie ideałów. Przez całe swoje
życie może dążyć do zdobycia „nieosiągalnego celu”, by w
końcu zasłużyć na komplement, zostać docenionym. Nigdy jednak
nie będzie się czuło wystarczająco dobrym, mądrym,
wysportowanym, pięknym, by móc odpuścić...
Zachęcam Cię do tego,
by odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy moje dziecko wie, czego
może się po mnie spodziewać”? „Czy ustalamy wspólnie zasady
panujące w domu”?
A może zastanawiasz się
nad tym, czy moje dziecko nie ma jakieś ukrytej wady słuchu, bo
mogę powtarzać dziesięć razy, co należy „teraz” zrobić, a
mój potomek nadal wpatrzony jest w ekran monitora ze słuchawkami
na uszach. Ty nie wychodzisz z podziwu nad tym, jak można tak
marnować czas, a Twoje dziecko już dawno zdobyło przekonanie, że
ma najbardziej „upierdliwego rodzica, ever” :)
(W tym momencie mam też
taką myśl, że to porównanie celnie opisać może niejeden
związek i rozbieżności w oczekiwaniach).
Dotyk-
okazywanie uczuć
W naszej kulturze dotyk
dziecka niekoniecznie jest utożsamiany z okazywaniem miłości, co
wiąże się z faszerowaniem społeczeństwa aferami na tle
seksualnym. Nie każdy rodzic jest dewiantem i jeśli tylko zaufa
swojej intuicji, to będzie doskonale wiedział, kiedy dotykiem
przekazuje miłość, a kiedy przejawia agresję.
Dzisiaj już wiemy, że
prawidłowy dotyk stymuluje rozwój mózgu, tworzy więź dziecka z
opiekunem. Bez niego nasza pociecha może umrzeć (w tym miejscu
proszę poczytać na temat badań Harry'ego Harlowa z Uniwersytetu w
Wisconsin).
Zanim nasza pociecha zacznie rozumieć
słowa, deklaracje miłości odczytuje za pomocą gestów,
przytulenia itp. W dorosłym życiu również nie odczuje, że jest
kochane, jeśli nie doświadczy bliskości fizycznej, obejmowania,
pocałunków itp.
Z mojej praktyki wynika,
że dzieci, które doświadczały powściągliwości, a nawet
niechęci do fizycznego kontaktu u swoich rodziców, jako dorośli
napotykają wiele trudności na skutek deprywacji dotyku.
Z jednej strony może to
przejawiać się w unikaniu intymnego kontaktu, a nawet spotkań z
ludźmi, poczuciu bezwartościowości, lęku. Z drugiej strony
często ukierunkowani są na kompulsywną aktywność seksualną
(nieświadomy wysiłek służący zaspokojeniu rany wywołanej
brakiem bezpiecznego dotyku, jednak czyniony w tym wypadku w sposób
upokarzający „ja”, ugniatający uczucie własnej wartości).
Bezwarunkowa
miłość
-
Ładne
określenie, prawda? Mam też przekonanie, że momentami może być
już za bardzo wyświechtane.
A
dotyczy kwestii nie tylko wychowywania, ale i relacji w związku,
przyjaźni.
Dziecko,
które uzyskuje od rodzica komunikat w stylu: „Nie jesteś
wystarczająco dobry/mądry, przystojny/zaradny”, słyszy coś w
rodzaju: „dopóki się nie zmienisz i nie spełnisz oczekiwań, nie
będziesz kochany, nie będziesz zasługiwał na miłość”
(naprawdę źle zaczyna być z pacjentem, który z takim mechanizmem
spotyka się również w bliskiej relacji z chłopakiem/mężem).
Dziecko
takie często dąży zawzięcie i z poświęceniem samego siebie do
wysokich standardów narzuconych przez rodzica. Ale właśnie te
słowa: „nie zasługujesz jeszcze na naszą miłość” będą w
nim grać- być może do końca życia i narzucać szaleńcze tempo w
drodze do wyimaginowanego szczytu wytchnienia i akceptacji.
Nawet
jeśli rodzic uzna w końcu, że jego syn/córka wykazał już dowody
wysokiego statusu / osiągnięć, to nie zmieni to faktu, że w tym
dorosłym już dziecku wciąż będzie odzywał się, wydobywający z
najgłębszych czeluści podświadomości komunikat: „nie jesteś
wystarczająco dobry- wciąż musisz udowodniać swoją wartość!”.
Pułapka,
w postaci zakotwiczenia w nieosiągalnych, perfekcjonistycznych
standardach powstaje w środowisku w jakim dorastamy. Ofiarą staje
się małe dziecko, które nie jest do końca zdolne do
kontrargumentacji. Raczej chłonąć będzie takie słowa, jak gąbka,
przyjmując je od swoich pierwszych, naturalnych autorytetów.
Voila!
Przepis na zaniżoną samoocenę gotowy do podania!
akceptacja
-
Dziecko,
którego myśli i uczucia będą akceptowane i rozumiane, nauczy się
akceptować samego siebie, dokładnie takim jakim jest. Nie oznacza
to, że „nie muszę się już niczego uczyć i dalej rozwijać”,
ale: „Kocham siebie za to jaki jestem”.
Pięknie
powiedziane. Ale jak to osiągnąć? Wytłumaczę to począwszy od
przykładów z okresu wczesnego dzieciństwa. Mądry rodzic pozwoli
na odczuwanie złości, szczęścia, seksualności i tęsknoty.
Wszystkie emocje są zatem dozwolone, dziecko nie musi ukrywać tego,
że się czegoś boi, bo: „nie wypada się bać/chłopcy nie
płaczą”. To, że dziecko nie ukaże swoich uczuć, wcale nie
oznacza, że ich nie ma, że w cudowny sposób „gdzieś
wyparowały”.
Jeśli
pozwolimy dziecku na wyrażanie jego temperamentu, aspiracji,
zainteresowań, niezależnie od tego, czy je podzielamy, zasadnym
stanie się przypuszczenie, że wychowamy dziecko, które będzie
znało swoją wartość i będzie potrafiło ją doceniać
Wiecie,
co to oznacza w praktyce?
Zgodę
na to, że mimo tego, że ja uwielbiam sport, moje dziecko może
wybierać bardziej statyczne formy aktywności i nie będzie w tym
nic złego.
Ja
mogę być bardzo szybka i sprawnie podejmować decyzję, ale moje
dziecko może być powolne. I ja to uszanuję.
Dzięki
temu, łatwiej jest uniknąć błędu w postaci określeń typu:
„niezdara”, „leń” itp. , a za pewne, w przypływie gniewu,
łatwiej jest sięgnąć po takie „kwiatki”.
Niestety,
dzieci mogą uwierzyć w te słowa. Zanim użyjemy takiej etykietki,
warto jest przystanąć i zastanowić się: „czy ja rzeczywiście
chcę, by moje dziecko tak o sobie myślało”? /w terapii często
odwołuję się do pojęcia samospełniającego się proroctwa.
Proponuję zatem poczytać o tym zjawisku psychologicznym/.
Widzialność
Opiszę to najprościej,
by nie zmęczyć „oczywistymi oczywistościami”.
Wyrażam radość, a ty
rozumiesz mój stan; wyrażam smutek, a ty reagujesz empatią;
robię coś z czego jestem dumna, a ty uśmiechasz się z podziwem-
czuję się dostrzegany i rozumiany przez ciebie.
Wiemy
przecież doskonale do czego może prowadzić sytuacja, w której ja
wyrażam radość, a mój rodzic- zniecierpliwienie. Ja ukazuję
smutek, a matka oskarża o dramatyzowanie. Robię coś, z czego
jestem dumna, a ojciec to bagatelizuje.
Co
wówczas zrobiłoby Twoje „wewnętrzne dziecko”? Moje natychmiast
uciekłoby do najbliższego, bezpiecznego miejsca z ważnym
przemyśleniem: „nie warto dzielić się swoim życiem z taką
osobą”.
Kiedy
małe dziecko, mozolnie próbuje zbudować szałas za domem, a
ojciec, komentuje to zdaniem: „Kiedy to w końcu skończysz? Obiad
na ciebie czeka. Sam to dokończę”, zsyła swojego potomka do
krainy niewidzialności, w której nie ma miejsca na pochwałę. Co
innego możemy zafundować małemu chłopcu, jeśli powiemy: „To
niełatwa sprawa, ale widzę, że nie dajesz za wygraną?”. Co Ty
wolałbyś usłyszeć?
Delikatnie
zaczepię Cię w tym miejscu, zadając pytanie: „a co jeśli
dziecko poszuka sobie akceptującego słuchacza i odbiorcę w tym
„Dziwaku” z powiększonymi często źrenicami i niechlujnym
ubiorze? To wcale nie będzie takie trudne, jeśli przyszykujemy
podatny grunt pod taką znajomość.
Konstruktywna
pochwała.
Każdy kochający
rodzic zdaje sobie sprawę z wagi pochwały dla wspierania poczucia
własnej wartości.
Czym
zatem w ogóle różni się zwykła pochwała od tej konstruktywnej?
Haim
Ginott dokonał ważnego rozróżnienia pomiędzy pochwałą
oceniająca a doceniającą.
W
psychoterapii dzieci uważamy na pochwały oceniające, czyli
formułowane w sposób ogólnikowy, np.: „jesteś bardzo grzeczna”,
lub: „świetnie malujesz”. Dlaczego? Ponieważ nie jest pomocna!
U dzieci często wywołuje lęk albo uzależnienie od osoby
psychoterapeuty i jego pochlebnych opinii. Ważne by uczyć dziecko
na co dzień opierania się na wewnętrznej motywacji i własnych
sądach. W jaki sposób?
Posługujemy
się opisem zachowania, które nam się podoba.
Przyjrzyjmy
się takiej oto sytuacji: Mały Jaś rysuje samochodzik i używa
przy tym wielu kolorów, stara się uwzględnić jak najwięcej
szczegółów. Terapeuta powstrzymuje się od osobistej pochwały
(„Piękny rysunek”, „Masz talent”) i opisuje to, czego
dokonał właśnie Jaś: „Użyłeś sześciu kredek by narysować
szczegóły samochodu, nawet takie jak klamki i koła. Ten samochód
jest bardzo podobny do tego, który stoi za oknem (…)”. Po chwili
na twarzy dziecka możemy zaobserwować uśmiech, a w głowie Jasia
pojawi się myśl: „Pani pochwaliła mój rysunek, spodobał jej
się. Muszę mieć talent”.
Tym
sposobem Jaś doceni samego siebie, będzie zatem oczekiwał pochwał
by zabrać się za kolejny rysunek. Uznając, że: jestem dobry w
rysowaniu” nie będzie uzależniał każdego kolejnego kroku od
„głasków” psychologa czy rodziców.
Zasada
jest następująca: opisz to co Ci się podoba w zachowaniu dziecka.
Im konkretniej to zrobisz, tym większe będzie miało znaczenie dla
dziecka i będzie łatwiej przyswajalne.
Co
z krytyką?
Oczywiście
powinna ona dotyczyć zachowania pociechy, nigdy nie jego samego.
Spróbuj
zrobić to według najprostszego schematu:
Omów
zachowanie, które jest nieodpowiednie (bicie rodzeństwa, plucie
itp.), nastepnie swoje uczucia w związku z tym (złość,
rozczarowanie), przedstaw zwięźle co chcesz, żeby było zrobione.
Oczywiście,
każde dziecko jest inne i niełatwo jest przyłożyć opisaną wyżej
ścianę zasad do konkretnego malca. Dlatego czasem warto jest omówić
sprawy dziejące się w domu, w trakcie spotkania z psychologiem.
Nie
chodzi przecież o to, by udawać przed dziećmi, że „jesteśmy
doskonałymi rodzicami”. Możemy wprost przyznać, że zmagamy się
z sytuacją, która jest trudna i oczekujemy w związku z tym
wsparcia specjalisty. Mamy prawo do błędów! Dzięki temu jesteśmy
bardziej autentyczni, bardziej „ludzcy” dla naszego dziecka i
uczymy go, że na zmiany w zachowaniu nigdy nie jest za późno. Jest
również wielce prawdopodobne, że skorzysta na tym poczucie własnej
wartości wszystkich członków rodziny.
Autor: Agnieszka Domagała
Fajny artykuł, można się z niego wiele dowiedzieć
OdpowiedzUsuń