Filozofię
ludzi młodych, żyjących we współczesnym świecie można by
często zamknąć w prostej maksymie: „szybko, łatwo i
przyjemnie”. Do tego, ważne, żeby zmieścić się w standardach
wytyczanych przez mass media, nie ważne, czy mowa o sylwetce,
wnętrzach, czy aktualnie lansowanych modelach samochodów. Ważne,
by mieć to wszystko, co określamy z dumą przymiotnikiem: „piękny”.
Przy
takim podejściu bardzo łatwo jest uzależnić poczucie własnej
wartości od cech wyglądu zewnętrznego, który został już
zdefiniowany przez będące obecnie „na fali” aktorki,
piosenkarki, czy (o zgrozo!) modelki, których podstawowym
obowiązkiem jest „bycie szczupłą, gładką, młodą”, gdyż to
dzięki tym atutom co miesiąc otrzymują wynagrodzenie.
Co
zatem ma zrobić przeciętna Kowalska, która w okresie dorastania
została zbombardowana kanonami „piękna” sztucznie tworzonego
przez grafików komputerowych? Powinna dostosować się do
standardów?
Ogląda
zatem reklamy, obiecujące smukłą linię po 40 dniach faszerowania
się tabletkami „10 kg w tydzień” , podporządkowuje się
dietom, w czasie których chodzi głodna, przemęczona, wzbudzając
dookoła siebie litość i współczucie. Ale przecież cuda nie
zdarzają się na zawołanie, w związku z tym, nadal resztkami sił
zmusza się do jedzenia menu, którego pozazdrościłby już tylko
królik. Efekty jednak wciąż nie są zadowalające. Samopoczucie
wcale nie ulega poprawie. Nasza Kowalska nie tryska euforią, jak
pani z reklamy hiper-extra-turbo- diety. Na drodze pojawiają się
trudności. Okazuje się, że jeden wałeczek tłuszczu mniej, wcale
nie spowodował, że przed domem pojawił się rycerz na białym
rumaku. Zaczarowanego happy endu jakoś brak. I co wówczas robi
nasza bohaterka? Jedna z opcji zakłada, że zaczyna się godzić z
faktem, że życie wcale nie jest czarno- białe. A to, że Angelina
Jolie jest najpiękniejszą kobietą świata, wcale nie oznacza, że
te cudowne krągłości Kowalskiej, nie spodobają się koledze
wspomnianego księcia. Jego realny podziw i prawdziwe oczarowanie
zgaszą wszelkie wątpliwości drażniące ego naszej księżniczki.
A
co jeśli okaże się, że Kowalska zostanie wkręcona w bajkę, w
której dzięki swojej szczupłej sylwetce osiągnie sukces, będzie
mądra, bogata...? W to miejsce wstaw cokolwiek,czego akurat nie
masz, a co możesz zdobyć, jeśli posłuchasz się swojego
wewnętrznego Potwora, który wrzeszczy na całe gardło: „Bądź
piękna, bądź szczupła, bądź jeszcze szczuplejsza, zobacz swoje
cudownie wystające kości!”
Na
samym końcu tej bajki, spotkam w swoim gabinecie Kowalską oszukaną
przez świat, zrezygnowaną i bezsilną. Jej bliscy już od dawna
wiedzą, że jest chora. Używają etykietek: bulimiczka,
anorektyczka. Ale to tylko słowa. One nie zamkną w sobie, tego
wszystkiego co przeżywa w środku moja pacjentka. Te słowa
sklasyfikują ją jedynie w jednym z tuzina obcobrzmiących nazw
chorób, używanych w świecie lekarzy i psychologów.
W
którymś z kolei gabinetów usłyszy ona, że anoreksja to choroba
dotykające najczęściej młode kobiety, między 14 a 18 r.ż.
Objawia się ona brakiem miesiączki przez co najmniej 3 miesiące,
utratą wagi (wskaźnik masy ciała- BMI jest równy lub spada
poniżej 17,5) i stałym lękiem przed przytyciem.
Być
może ktoś powie jej, że choruje na bulimię. Doda także, że
początek zachorowania występuje zazwyczaj później niż u
pacjentów z anoreksją, około 18-24 roku życia. Wskaźnik masy
ciała pozostaje w normie. Występuje bardzo duże spożycie
jedzenia, po którym pacjent podejmuje szereg czynności
„przeciwdziałających skutkom” przyjętego w nadmiernych
ilościach pokarmu. By móc postawić taką diagnozę, lekarz będzie
brał pod uwagę pewne wskaźniki. Takie epizody objadania się i
towarzyszące im zachowania kompensacyjne (wymioty, przeczyszczanie)
muszą występować bowiem w okresie ostatnich 3 miesięcy, co
najmniej 2 razy w tygodniu.
Gdy
taka pacjentka rozpocznie leczenie, usłyszy ode mnie szereg pytań,
na które będę chciała usłyszeć prawdziwe odpowiedzi. Będę
dążyła bowiem do tego, by na nowo określić miejsce tej
Księżniczki w realnym świecie. Będę proponowała, by kroczyła
ona swoim tempem w procesie psychoterapii. Brzmi to patetycznie, może
nawet groźnie: „tak.. chodzę na psychoterapię”. Ale z czasem
Księżniczka zorientuje się, że psychoterapia jest tylko dla niej.
To taki moment w życiu, kiedy mogę przyjrzeć się samej sobie,
odnaleźć swoją drogę, określić własne cele i małymi kroczkami
oswoić swojego wewnętrznego Potworka z faktem, że oto nastała
chwila, kiedy chcę rozstać się z obrazem siebie- ideału, który
wcale przecież nie jest mój! Nie chcę przecież być kolejną w
świecie Angeliną J. Ona z kolei nigdy nie będzie miała tego co
posiada Księżniczka. Obie mogą z uznaniem popatrzeć na siebie i
zastanowić się jedynie nad tym, co ja takiego mogę jeszcze zrobić,
żeby być choć trochę lepszą wersją siebie. Nigdy nie stanę się
bowiem kopią swojej idolki.
Ale
co takiego właściwie przyciąga mnie do tego utopijnego świata
idoli show biznesu? Czego od siebie chcę?
To
są właśnie pytania, z którymi Księżniczka „pobędzie” w
trakcie psychoterapii. Powrót do zdrowia wymaga wypracowania takiego
obrazu samych siebie, który nie ma nic wspólnego z pięknymi nogami
supermodelki, porażką w związku aktorów, grających w tym serialu
na tvn-ie, czy sukcesie na olimpiadzie biologicznej najbliższej
przyjaciółki. Szukanie gorszego czy lepszego od siebie człowieka
nie ma w końcu sensu.
Natomiast
zadaniem psychologa jest stworzyć najbardziej komfortowe warunki do
wspólnej pracy. Nie istnieje jeden schemat przebiegu leczenia. Dobór
metody, formy i trybu leczenia zależny jest od bardzo wielu
czynników m.in. stanu somatycznego i psychicznego osoby chorej,
przebiegu choroby, wieku pacjenta itd. To, że mamy do czynienia z
określoną jednostką chorobową, wcale nie oznacza również, że
od razu wiadomo jaką formę leczenia zastosować w odniesieniu do
tego określonego, wyjątkowego, bo przecież niepowtarzalnego
pacjenta.
Dla
mnie fundamentem pracy z osobami z zaburzeniami odżywiania jest
zrozumienie ich indywidualnej definicji szczęścia. Ważne jest by
poznać pacjenta i dowiedzieć się, co takiego uniemożliwia mu
osiągnięcie celów życiowych. Możliwe jest bowiem osiągnięcie
szczytów, nawet wtedy, gdy gdzieś po drodze byliśmy w gorszej
formie. Problem w postaci zaburzeń odżywiania to wizytówka
określonych potrzeb pacjenta, także tych nie realizowanych.
Gdy
byliśmy mali uczyliśmy się jazdy na rowerze, pomimo tego, że na
początku byliśmy przestraszeni. Ale w końcu udało się. Nawyk ten
wszedł w krew i od tamtej pory zaczęła się przygoda (mniej lub
bardziej intensywna) z pojazdem dwukołowym. Tak samo jest w
przypadku radzenia sobie z trudnościami wewnętrznymi. Nawet jeśli
mało w siebie wierzymy, ale jednak podejmujemy nieśmiałe, maleńkie
kroczki w kierunku pożądanej zmiany- pokonujemy swoje własne
Potworki i stajemy się lepszymi wersjami siebie.
W
pracy psychoterapeutycznej osób z zaburzeniami odżywania często
stosuję metodę HALT (zatrzymania).
Pierwszy
krok- H- hungry- głodny.
Odpowiedz
sobie na pytanie, czy jesteś głodna/ nawodniona? Ciągle dopytuj
się samej siebie czy jesteś najedzona? Stosuj zasadę 5- 6 posiłków
w ciągu dnia. Obserwuj jak zmienia się Twój nastrój w zależności
od tego, czy jesteś głodna lub najedzona.
Drugi
krok- A- angry- zły
Zastanów
się, czy jesteś zła? Czy mój przyjaciel patrząc na mnie
powiedziałby, że jestem pozytywnie nastawiona, czy jestem zła?
(gdy mam problem i jestem zła, podejmuję decyzję dotyczącą
objadania się).
Trzeci
krok- L- lonely- samotny
Czy
czyję się samotna? Tak mogę się czuć, nawet wtedy gdy dookoła
mnie jest mnóstwo ludzi. Co takiego mogę zatem zrobić, by przestać
być samotnym?
Czwarty
krok- T- Tired- zmęczony
Czy
jestem zmęczona? Co takiego mogę zrobić, by nie karać siebie/
żeby odpocząć? (np. pójść wcześniej spać, zmrużyć na chwilę
oko, otworzyć okno, odejść od biurka itp. )
Zadbaj
o siebie!
Kilka
uwag dotyczących terapii osób z zaburzenia odżywania:
- w wypadku tych zaburzeń bardzo często współwystępuje z nimi depresja oraz myśli obsesyjno- kompulsywne (gdy podejmujemy leczenie zaburzeń odżywania zaczynają dawać o sobie znać myśli wyniszczające, np. jeśli każecie mi więcej jeść, będę więcej ćwiczyć).
- następuje „zalanie” mózgu informacjami dotyczącymi emocji, głównie lęku. Zmuszanie do jedzenia zwiększa lęk
- u osób objadających się obecne są „wielkie” cele, które nie są osiągane, co powoduje napady obżarstwa, a to z kolei doprowadza do głodówek.
- choroby te często związane są z izolowaniem społecznym, uczuciem „bycia grubym”, gorszym.
- samo pojawienie się pacjenta na sesji psychoterapeutycznej, już przynosi korzyści. Zaczyna się coś zmieniać, bo przecież wystąpiła zgoda na poszukiwanie i otrzymanie pomocy w uzyskaniu konkretnych efektów.
Agnieszka
Domagała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz