czwartek, 17 marca 2016

Czego uczą podróże? Jak zadbać o siebie w zabieganym świecie?




Pomimo zabieganego, szybkiego życia, w ciągu ostatnich dwóch lat wyraźniej zwracam uwagę na to jak wypoczywam i czy rzeczywiście tzw. „wolny czas” przynosi właściwe efekty.

Nie będę oszukiwać, że jestem zwolenniczką „slow life'u”, bo tak naprawdę świetnie odnajduję się w dynamicznym życiu, w którym przez większość czasu wykonuję pracę, która jest moim hobby. Im więcej stresujących zdarzeń, tym z kolei bardziej upewniam się w przekonaniu, że jestem już wystarczająco samodzielna i zorganizowana, by poradzić sobie z realizacją marzeń, które jeszcze kilka lat temu nazwałabym karkołomnymi lub będącymi własnością kogoś, kto ma więcej zasobów osobistych, materialnych, a nie zwykłej dziewczyny, która po prostu dużo pracuje i dużo wymaga od siebie, by codziennie wieczorem móc zasypiać z uśmiechem na twarzy.
Przed snem przypominam sobie trzy zdarzenia, które przeżyłam właśnie dzisiaj, a z których jestem dumna i zastanawiam się, czego nowego dowiedziałam się o sobie.
Czasem tylko utwierdzam się w jakimś przekonaniu, czasem zdobywam się na ciekawą refleksję, a czasem po prostu czuję, jak przepełnia mnie radość z życia, które sama tworzę.

Niestety, gdy hobby zamienia się w stałe zajęcie i gdy potęgują się oczekiwania i zlecenia, wiele przyjemności z codzienności traci swój intensywny kolor. Mnożą się zaś obowiązki, które z natury rzeczy nie należą do przyjemnych.
Wtedy zaczynam odczuwać w sobie nieprzyjemne napięcie, w głowie buzuje wiele myśli, krążą obrazy spraw do załatwienia, najlepiej "już, na teraz".
Gdyby nie wszechogarniające mnie zmęczenie, pewnie zrezygnowałabym z nocy i pozwoliłabym się wchłonąć mojej pasji- psychologii...ale, ale....właśnie, po szalonych latach kilkunastogodzinnej pracy, przeplatanej na siłę szarpanymi chwilami rozmów, spotkań z bliskimi, staram się w odpowiednim momencie przytrzymać samą siebie w jednym miejscu i …..odprężyć się, nacieszyć chwilą, zdystansować się od wszystkich pomysłów i zatopić na chwilę w magii chwili, która przecież nigdy już się nie powtórzy.

I to jest właśnie moment, gdy pakuję swoje rzeczy i zupełnie zmieniam otoczenie.

Moim problemem staje się wówczas plan podróży, organizacja czasu w nowym miejscu. I tu zaczyna się przygoda....
Nie mam wcale na myśli niczego spektakularnego.Wypieki na twarzy pojawiają się już wtedy, gdy planuję po prostu wyjazd z miasta.
Kiedy wychodzę ze swojej roli i z zachwytem na twarzy obserwuję architekturę, ludzi, z którymi nigdy nie porozmawiam, ale mogę spokojnie przyjrzeć się ich twarzom, emocjom... wtedy wiem, że nasze drogi już nigdy nie skrzyżują się i dlatego czuję niesamowity dreszcz...
Ten świat, który właśnie poznaję, jutro tutaj nadal będzie, tętniąc rytmem wyznaczanym przez troski, radości. A ja nigdy nie będę miała do nich dostępu...Obudzę się już gdzieś indziej, zostawię za sobą hotelowy pokój, miłą, starszą panią z cukierni, stylową ławeczkę w parku...

W podróży spotkam się natomiast z własnymi uczuciami, często z  niewiedzą, z innością, z własną życiową kalkę, nie tylko kulturową, którą ktoś mi kiedyś przekazał i za pomocą której oceniam i postrzegam teraz cały świat, ale i tę kalkę poglądową.

Oddzielając się od własnych trosk, doświadczam tego niesamowitego wrażenia, że świat jest bardziej skomplikowany, niż mi się wydaje i to czy ja daję temu przyzwolenie, nie ma właściwie żadnego znaczenia. Przestaję postrzegać wszystko przez pryzmat własnego nosa i moich doświadczeń. Spotykam ludzi, którzy w różnych warunkach pokonują swoje trudności, żyją swoim życiem.
 
W nowym miejscu, dostrzegam, że nawet jeśli bardzo zmieniają się okoliczności przyrody, ja nadal poszukuję dobrej, aromatycznej kawy i pysznego sernika. Bardziej poznaję siebie i przyglądam się z większą wyrozumiałością i akceptacją moim potrzebom, często zakopanym, niedostępnym dla „ja”, w tej codziennej pogoni.

Łatwiej wówczas o refleksję i świadome rozdzielenie tego, czego naprawdę chcę, od tego co jest mi narzucane przez schematy, struktury, w które czasem sama siebie wciągam.

Za każdym razem, gdy opuszczam moje miasto, odkrywam coś nowego, zarówno w spojrzeniu na świat, na siebie i ludzi. Dlatego właśnie, mogę podpisać się, pod może już wyświechtanym frazesem,że „podróże uczą, wzbogacają”. 
 
Błękit nieba nad nieznanym krajobrazem, zieleń niepoznanych lasów, smak lokalnego przysmaku, otwiera mi oczy, ożywia, wzmacnia moją uważność.
Zapach kawy w małej, przytulnej kawiarni wietrzy horyzonty i wprowadza świeże powietrze pomysłów...dzieją się terapeutyczne cuda...a ja czuję, że nabieram energii, przepływa przeze mnie strumień relaksującej radości...

Podróże...właśnie dlatego mają magiczną moc uzdrawiania duszy, dystansowania się od codziennych problemów. Wiem, że nie zostaną one od razu rozwiązane, ale na pewno po powrocie, spojrzę na nie inaczej. Gdy tylko na chwilę oderwę się od nich, przestaną mieć paraliżującą moc i staną się zwykłą częścią dnia, tygodnia, roku....



A teraz zapytam się Ciebie, kiedy zamierzasz wyjść z domu i dojrzeć to, czego jeszcze nigdy nie widziałeś?
Nie ma takiej możliwości? Zatrzymaj się zatem i poobserwuj swój świat, tak jakby zrobił to ktoś, kto spogląda na niego po raz pierwszy. Co jest w nim zachwycającego?
Daj sobie chwilę, by poczuć kolory, zapachy, smaki... przyjrzyj się drzewom, niebu, wsłuchaj się w odgłosy swojego życia.

Które z nich ostatnio słyszysz jakby mniej wyraźnie?



Przypomnij sobie, czego nauczyłeś się o sobie w ostatniej podróży...





Agnieszka Domagała


wtorek, 8 marca 2016

Dzień Kobiet- skąd się wziął i czy tylko o okazję do wyjęcia wazonu w nim chodzi?

 
 
Patrząc się na piękny bukiet pachnących kwiatów, który wręczony mi został zupełnie znienacka, zaczęłam myśleć nad moim stosunkiem do Tego Dnia...
 

Skąd ten pomysł, by świętować coś tak oczywistego jak fakt, że jestem kobietą? Czyje to właściwie święto? Obdarowywanej kobiety, która często zastanawia się, co właściwie ma zrobić i jak przyjąć „ustawowo” należny prezent, czy dla obdarowującego, który spełnić ma swój obowiązek i dostarczyć w „miarę wyglądającego” badyla z przyklejonym na twarzy uśmiechem?
 

Wróć! Czy świętując Dzień Matki masz takie same dylematy? Skąd ten sarkastyczny nastrój i kontrowersje wokół Dnia, w którym często bez wyraźniej przyczyny, liczyć mogę na miłe słowo od sąsiada, kolegi z pracy, czy pana z obsługi często odwiedzanego spożywczaka?
 

Zastanawiając się nad sensem Tego Dnia, zaczytałam się w historii z 8.03.1908r, kiedy to w Nowym Jorku, doszło do tragicznego w skutkach protestu zmęczonych swoim beznadziejnym losem kobiet, pracujących w jednej z nowojorskich fabryk. Jej właściciel, chcąc uniknąć skandalu zamknął je na terenie fabryki. W nocy wybuchł pożar. Zginęło wówczas 129 kobiet. Prawie rok później w USA odbyły się pierwsze obchody dnia kobiet, upamiętniające tragiczny los robotnic, walczących o sprawiedliwe i godne traktowanie. Te wydarzenia otworzyły drogę do przyznania kobietom równych praw obywatelskich.
 

Zatem skąd ten negatywny wydźwięk święta w Polsce? Wszystko co napędzane przymusem i sztucznym spędem, gdzieś w środku budzi opór, a chyba nie o chandrę tutaj chodzi.
Chociaż, jeśli przypomnieć historię dnia kobiet z czasów PRL, kiedy to należało pokwitować odbiór tulipana, tudzież goździka, ewentualnie ucieszyć się paczką rajstop, to istotnie, rezonuje we mnie przenoszona przez pokolenia rezerwa wobec nacisku obowiązku świętowania. Zauważyła to Hanna Suchocka, która w 1993 zniosła przymusowe obchody Dnia Kobiet.

Życie nie znosi jednak próżni, a kobiety odczuwają wciąż potrzebę przynależności, więc część z nich chętnie uczestniczy w Manifach, organizowanych tego dnia we wszystkich większych miastach Polski....Jest okazja by wspólnie przemaszerować i poczuć siłę, to dlaczego z tego nie skorzystać?
 

Nie dołączę się natomiast do populizmu nawołującego do równoprawności, zwłaszcza tej ekonomicznej kobiet. Po pierwsze dlatego, że są to fakty, z którymi nie należy, moim skromnym zdaniem dyskutować, a po prostu spotkać się twarzą w twarz i w myśl zasady, że „każdy jest kowalem swojego losu”, sprawdzić jak mi jest z tą emancypacją na co dzień, nie tylko od święta. I działać! Przykładów kobiet, które świetnie radzą sobie w polityce, biznesie, gdzie liczy się charyzma i wiara w siebie jest bez liku. Może więc warto poczytać biografię Twojej idolki?
 

Rozumiem, że jeśli nie do końca dostrzegamy ową równość, to należałoby zadać sobie pytanie, czy jest coś w tym zakresie do zrobienia w moim mikroświecie i czy rzeczywiście jest mi to potrzebne. Jeśli wystąpi taka potrzeba, to czy nie warto byłoby uwierzyć w swoją kobiecość, swoje „ja” i już w tym momencie realizować siebie? Co by to oznaczało? Stać się bardziej wyrozumiałą dla siebie? Odkryć swoje nowe pasje? Znaleźć czas na bycia tylko „dla siebie”? Co Ty na to?
 




Jest tyle okazji do tego, by przyjrzeć się sobie i swoim niezrealizowanym marzeniom, odkładanym na lepsze czasy. Proszę, odpowiedz sobie na pytanie:
 

Kiedy przyjdzie wreszcie okazja, by być prawdziwie obecnym w swoim życiu?

Kiedy nadejdzie chwila, by nałożyć na siebie piękną biżuterię, która latami oczekuje na swój właściwy, wyjątkowy moment, schowana na dnie szuflady?
 

Kiedy znajdziesz czas na cudowną kolację ze świecami ze swoim partnerem/ mężem, czy wieczór- pidżama- party ze swoją psiapsiółką?
 

Jeśli Dzień Kobiet ma Ci dać szansę na przeżycie tych chwil i otwarcie się na własne szczęście, to skorzystaj z tego święta :)
 

Ale proszę Cię, nie napinaj się, nie musisz sztucznie przyklasnąć wszechobecnym autopromocjom biznesu, nakazującym Ci zakupić bilet niezbędny do wygenerowania sztucznego uśmiechu. Jeśli w Tym Dniu nie uda Ci się wyglądać jak milion dolarów, czy przeżyć cudownego uniesienia konsumpcjonizmu rodem z amerykańskiego filmu, nic wielkiego się nie stanie!
 

Świętuj swoje wewnętrzne piękno nie tylko w Dniu Kobiet, ale i na co dzień :)

Wraz ze mną, zacznij od ucieszenia się z drobnych, prawdziwych prezentów, które daje nam życie codziennie. Co takiego dostrzegłaś tego dnia? Co Cię ucieszyło? Co wywołało Twój uśmiech?

Co zrobiłaś od samego rana dla samej siebie?

 



Agnieszka Domagała


 

czwartek, 3 marca 2016

Anoreksja i bulimia- zaburzenia odżywiania


Filozofię ludzi młodych, żyjących we współczesnym świecie można by często zamknąć w prostej maksymie: „szybko, łatwo i przyjemnie”. Do tego, ważne, żeby zmieścić się w standardach wytyczanych przez mass media, nie ważne, czy mowa o sylwetce, wnętrzach, czy aktualnie lansowanych modelach samochodów. Ważne, by mieć to wszystko, co określamy z dumą przymiotnikiem: „piękny”.

Przy takim podejściu bardzo łatwo jest uzależnić poczucie własnej wartości od cech wyglądu zewnętrznego, który został już zdefiniowany przez będące obecnie „na fali” aktorki, piosenkarki, czy (o zgrozo!) modelki, których podstawowym obowiązkiem jest „bycie szczupłą, gładką, młodą”, gdyż to dzięki tym atutom co miesiąc otrzymują wynagrodzenie.

Co zatem ma zrobić przeciętna Kowalska, która w okresie dorastania została zbombardowana kanonami „piękna” sztucznie tworzonego przez grafików komputerowych? Powinna dostosować się do standardów?

Ogląda zatem reklamy, obiecujące smukłą linię po 40 dniach faszerowania się tabletkami „10 kg w tydzień” , podporządkowuje się dietom, w czasie których chodzi głodna, przemęczona, wzbudzając dookoła siebie litość i współczucie. Ale przecież cuda nie zdarzają się na zawołanie, w związku z tym, nadal resztkami sił zmusza się do jedzenia menu, którego pozazdrościłby już tylko królik. Efekty jednak wciąż nie są zadowalające. Samopoczucie wcale nie ulega poprawie. Nasza Kowalska nie tryska euforią, jak pani z reklamy hiper-extra-turbo- diety. Na drodze pojawiają się trudności. Okazuje się, że jeden wałeczek tłuszczu mniej, wcale nie spowodował, że przed domem pojawił się rycerz na białym rumaku. Zaczarowanego happy endu jakoś brak. I co wówczas robi nasza bohaterka? Jedna z opcji zakłada, że zaczyna się godzić z faktem, że życie wcale nie jest czarno- białe. A to, że Angelina Jolie jest najpiękniejszą kobietą świata, wcale nie oznacza, że te cudowne krągłości Kowalskiej, nie spodobają się koledze wspomnianego księcia. Jego realny podziw i prawdziwe oczarowanie zgaszą wszelkie wątpliwości drażniące ego naszej księżniczki.

A co jeśli okaże się, że Kowalska zostanie wkręcona w bajkę, w której dzięki swojej szczupłej sylwetce osiągnie sukces, będzie mądra, bogata...? W to miejsce wstaw cokolwiek,czego akurat nie masz, a co możesz zdobyć, jeśli posłuchasz się swojego wewnętrznego Potwora, który wrzeszczy na całe gardło: „Bądź piękna, bądź szczupła, bądź jeszcze szczuplejsza, zobacz swoje cudownie wystające kości!”

Na samym końcu tej bajki, spotkam w swoim gabinecie Kowalską oszukaną przez świat, zrezygnowaną i bezsilną. Jej bliscy już od dawna wiedzą, że jest chora. Używają etykietek: bulimiczka, anorektyczka. Ale to tylko słowa. One nie zamkną w sobie, tego wszystkiego co przeżywa w środku moja pacjentka. Te słowa sklasyfikują ją jedynie w jednym z tuzina obcobrzmiących nazw chorób, używanych w świecie lekarzy i psychologów.

W którymś z kolei gabinetów usłyszy ona, że anoreksja to choroba dotykające najczęściej młode kobiety, między 14 a 18 r.ż. Objawia się ona brakiem miesiączki przez co najmniej 3 miesiące, utratą wagi (wskaźnik masy ciała- BMI jest równy lub spada poniżej 17,5) i stałym lękiem przed przytyciem.

Być może ktoś powie jej, że choruje na bulimię. Doda także, że początek zachorowania występuje zazwyczaj później niż u pacjentów z anoreksją, około 18-24 roku życia. Wskaźnik masy ciała pozostaje w normie. Występuje bardzo duże spożycie jedzenia, po którym pacjent podejmuje szereg czynności „przeciwdziałających skutkom” przyjętego w nadmiernych ilościach pokarmu. By móc postawić taką diagnozę, lekarz będzie brał pod uwagę pewne wskaźniki. Takie epizody objadania się i towarzyszące im zachowania kompensacyjne (wymioty, przeczyszczanie) muszą występować bowiem w okresie ostatnich 3 miesięcy, co najmniej 2 razy w tygodniu.

Gdy taka pacjentka rozpocznie leczenie, usłyszy ode mnie szereg pytań, na które będę chciała usłyszeć prawdziwe odpowiedzi. Będę dążyła bowiem do tego, by na nowo określić miejsce tej Księżniczki w realnym świecie. Będę proponowała, by kroczyła ona swoim tempem w procesie psychoterapii. Brzmi to patetycznie, może nawet groźnie: „tak.. chodzę na psychoterapię”. Ale z czasem Księżniczka zorientuje się, że psychoterapia jest tylko dla niej. To taki moment w życiu, kiedy mogę przyjrzeć się samej sobie, odnaleźć swoją drogę, określić własne cele i małymi kroczkami oswoić swojego wewnętrznego Potworka z faktem, że oto nastała chwila, kiedy chcę rozstać się z obrazem siebie- ideału, który wcale przecież nie jest mój! Nie chcę przecież być kolejną w świecie Angeliną J. Ona z kolei nigdy nie będzie miała tego co posiada Księżniczka. Obie mogą z uznaniem popatrzeć na siebie i zastanowić się jedynie nad tym, co ja takiego mogę jeszcze zrobić, żeby być choć trochę lepszą wersją siebie. Nigdy nie stanę się bowiem kopią swojej idolki.

Ale co takiego właściwie przyciąga mnie do tego utopijnego świata idoli show biznesu? Czego od siebie chcę?

To są właśnie pytania, z którymi Księżniczka „pobędzie” w trakcie psychoterapii. Powrót do zdrowia wymaga wypracowania takiego obrazu samych siebie, który nie ma nic wspólnego z pięknymi nogami supermodelki, porażką w związku aktorów, grających w tym serialu na tvn-ie, czy sukcesie na olimpiadzie biologicznej najbliższej przyjaciółki. Szukanie gorszego czy lepszego od siebie człowieka nie ma w końcu sensu.

Natomiast zadaniem psychologa jest stworzyć najbardziej komfortowe warunki do wspólnej pracy. Nie istnieje jeden schemat przebiegu leczenia. Dobór metody, formy i trybu leczenia zależny jest od bardzo wielu czynników m.in. stanu somatycznego i psychicznego osoby chorej, przebiegu choroby, wieku pacjenta itd. To, że mamy do czynienia z określoną jednostką chorobową, wcale nie oznacza również, że od razu wiadomo jaką formę leczenia zastosować w odniesieniu do tego określonego, wyjątkowego, bo przecież niepowtarzalnego pacjenta.

Dla mnie fundamentem pracy z osobami z zaburzeniami odżywiania jest zrozumienie ich indywidualnej definicji szczęścia. Ważne jest by poznać pacjenta i dowiedzieć się, co takiego uniemożliwia mu osiągnięcie celów życiowych. Możliwe jest bowiem osiągnięcie szczytów, nawet wtedy, gdy gdzieś po drodze byliśmy w gorszej formie. Problem w postaci zaburzeń odżywiania to wizytówka określonych potrzeb pacjenta, także tych nie realizowanych.

Gdy byliśmy mali uczyliśmy się jazdy na rowerze, pomimo tego, że na początku byliśmy przestraszeni. Ale w końcu udało się. Nawyk ten wszedł w krew i od tamtej pory zaczęła się przygoda (mniej lub bardziej intensywna) z pojazdem dwukołowym. Tak samo jest w przypadku radzenia sobie z trudnościami wewnętrznymi. Nawet jeśli mało w siebie wierzymy, ale jednak podejmujemy nieśmiałe, maleńkie kroczki w kierunku pożądanej zmiany- pokonujemy swoje własne Potworki i stajemy się lepszymi wersjami siebie.

W pracy psychoterapeutycznej osób z zaburzeniami odżywania często stosuję metodę HALT (zatrzymania).

Pierwszy krok- H- hungry- głodny.

Odpowiedz sobie na pytanie, czy jesteś głodna/ nawodniona? Ciągle dopytuj się samej siebie czy jesteś najedzona? Stosuj zasadę 5- 6 posiłków w ciągu dnia. Obserwuj jak zmienia się Twój nastrój w zależności od tego, czy jesteś głodna lub najedzona.

Drugi krok- A- angry- zły

Zastanów się, czy jesteś zła? Czy mój przyjaciel patrząc na mnie powiedziałby, że jestem pozytywnie nastawiona, czy jestem zła? (gdy mam problem i jestem zła, podejmuję decyzję dotyczącą objadania się).

Trzeci krok- L- lonely- samotny

Czy czyję się samotna? Tak mogę się czuć, nawet wtedy gdy dookoła mnie jest mnóstwo ludzi. Co takiego mogę zatem zrobić, by przestać być samotnym?

Czwarty krok- T- Tired- zmęczony

Czy jestem zmęczona? Co takiego mogę zrobić, by nie karać siebie/ żeby odpocząć? (np. pójść wcześniej spać, zmrużyć na chwilę oko, otworzyć okno, odejść od biurka itp. )

Zadbaj o siebie!

Kilka uwag dotyczących terapii osób z zaburzenia odżywania:

  • w wypadku tych zaburzeń bardzo często współwystępuje z nimi depresja oraz myśli obsesyjno- kompulsywne (gdy podejmujemy leczenie zaburzeń odżywania zaczynają dawać o sobie znać myśli wyniszczające, np. jeśli każecie mi więcej jeść, będę więcej ćwiczyć).

  • następuje „zalanie” mózgu informacjami dotyczącymi emocji, głównie lęku. Zmuszanie do jedzenia zwiększa lęk

  • u osób objadających się obecne są „wielkie” cele, które nie są osiągane, co powoduje napady obżarstwa, a to z kolei doprowadza do głodówek.

  • choroby te często związane są z izolowaniem społecznym, uczuciem „bycia grubym”, gorszym.

  • samo pojawienie się pacjenta na sesji psychoterapeutycznej, już przynosi korzyści. Zaczyna się coś zmieniać, bo przecież wystąpiła zgoda na poszukiwanie i otrzymanie pomocy w uzyskaniu konkretnych efektów.







Agnieszka Domagała


Jak się zrelaksować i naładować pozytywną energią?

Poniżej przedstawiam Ci listę „umilaczy czasu”:

  1. Weź gorącą kąpiel. Nalej do wanny płynu i poczuj jego aromat.
  2. Idź do sauny
  3. Zafunduj sobie masaż
  4. Kup sobie okazałą, czerwoną różę
  5. Idź do sklepu zoologicznego i pooglądaj swoje ulubione zwierzaki.
  6. Zrób sobie manicure lub pedicure
  7. Odwiedź zoo (skorzystaj z tego, że w Zamościu mamy już wyremontowany, nowoczesny obiekt zoo)
  8. Wstań wcześnie i obejrzyj wschód słońca.
    Przy tym punkcie od razu przychodzi mi na myśl spacer z kubkiem gorącej kawy po naszym zamojskim parku lub w okolicach zalewu.
    Korzystając z przedwiośnia, wybierz się w sobotni poranek w podróż mającą na celu poszukiwanie nieśmiało już zaglądającej do miasta Wiosny.
  9. Obejrzyj zachód słońca.
    Polecam widok Roztocza, jaki rozpościera się z zamojskich wieżowców.
    A może chciałbyś zobaczyć romantyczny zachód słońca odbijający się w tafli wody w zwierzynieckim parku?
  10. Idź sam do doskonałej restauracji
  11. Weź sobie wolny dzień, tak „dla zdrowia psychicznego”
  12. Obejrzyj śmieszny film lub znajdź zabawny filmik na youtubie.
  13. Idź wcześnie spać.
  14. Zrób sobie drzemkę na świeżym powietrzu, pod gwiazdami (nawet jeśli miałoby to być na balkonie w blokowisku), chociaż takie atrakcje polecam zdecydowanie latem.
    Osobiście, do końca życia będę pamiętała wszystkie noce spędzone w śpiworze przy żarzącym ognisku na roztoczańskich wzgórzach.
  15. Włącz ulubioną muzykę i zatańcz do niej.
  16. Spójrz w lustro na swoje odbicie i powiedz do siebie coś totalnie „głupiego”, po czym śmiej się do rozpuku.
  17. Przygotuj kolację specjalnie dla siebie i zjedz ją przy świecach.
  18. Zaraź się zwyczajem biegania.
    Ja, przyznaję, że od ponad 15 lat regularnie biegam. Powstrzymują mnie jedynie kontuzje i niska temperatura.
  19. Zadzwoń do przyjaciela. Napisz smsa do kogoś, kogo szanujesz i powiedz mu jak ważny jest dla Ciebie.
  20. Zrób sobie przejażdżkę po okolicach Zamościa.
    Może skusisz się na całodzienną wyprawę rowerową?
  21. Pomedytuj.
  22. Kup sobie nowe ubranie (najlepiej na jakieś „cudownej” przecenie).
  23. Szperaj w księgarni, sklepie z płytami, tak długo jak tylko chcesz.
  24. Kup sobie pluszowego zwierzaka i pobaw się nim.
  25. Napisz do siebie list, w którym opiszesz wszystkie swoje zalety. Im dłuższy, tym lepiej. A następnie wyślij go!
  26. Napisz maila do starego przyjaciela.
  27. Znajdź jak najwięcej afirmacji i umieść je jako tapety na pulpicie swojego komputera.
  28. Poczytaj inspirująca książkę.
  29. Idź do kina lub na przedstawienie.
  30. Latem, skorzystaj z długich wieczorów i wybierz się na seanse filmowe wyświetlane dla zmotoryzowanych.
  31. Nie zapomnij o byciu na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi w swoim mieście. Odwiedzaj stronę internetową miasta Zamość i wybierz jedną z imprez, np. koncert, który umili Ci czas.
  32. Kup sobie coś specjalnego, na co Cię stać.
  33. Idź do parku i nakarm kaczki.
  34. Pohuśtaj się na huśtawce.
  35. Posłuchaj motywującego, pozytywnego nagrania.
  36. Posmaruj ciało aromatycznym olejkiem.
  37. Włącz „Cztery pory roku” Vivaldiego i uruchom swoją wyobraźnię...
  38. Pobaw się ze swoim zwierzakiem, przytul się do niego.
  39. W specjalnym notesie, spisz wszystkie swoje osiągnięcia, nawet te najmniejsze (np. zdana matura, zaliczony egzamin, udana rozmowa).
  40. Upiecz lub ugotuj coś specjalnego.
  41. Usiądź w bezpiecznym i spokojnym miejscu i porozmawiaj ze sobą na głos, wyraź wszystkie swoje obawy, a później odpowiedz sobie na pytanie: Co takiego jest w Tobie, co powoduje, ze dasz sobie radę? :)

opracowanie: Agnieszka Domagała

 

Kilka słów o budowie szczęścia



Moi pacjenci w czasie sesji psychoterapii, często zapraszani są do odpowiedzi na pytanie:
Co takiego mam zrobić, by zbudować szczęśliwe życie?
Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? Phil Bosmans
Nie ma uniwersalnej recepty, która zawierałaby przepis na lek uzdrawiający duszę, często skaleczoną przez los.
Tym niemniej, postanowiłam zmierzyć się z tym pytaniem, skupiając się na początku, na dwóch pojęciach, których zrozumienie jest niezbędne dla kreowania dobrostanu. Mowa o działaniach samoopiekuńczych i autentyzmie. Chciałabym pokazać, że jeśli „przerobimy na własną modłę” poniższe wskazówki, to nasze życie, będzie przynosiło zdecydowanie więcej satysfakcji.
Drogi czytelniku! Przygotuj sobie kubek aromatycznej herbaty, znajdź wygodne miejsce dla siebie, zadbaj o relaksujący klimat dookoła i przystąp wraz ze mną do pracy nad zmianą swoich codziennych przyzwyczajeń. Celem będzie szczęśliwsze „ja”.
Zadbaj o siebie
Dbanie o siebie to podstawowy fundament, na którym możemy zbudować pozostałe filary swojej samooceny. Bez gotowości i zdolności do dbania o siebie niezwykle trudno jest mówić o trwałym poczuciu własnej wartości.
Oczami wyobraźni dostrzegam już pytający wyraz twarzy Czytelnika. Co to właściwie znaczy: „dbanie o siebie?”
Żeby odpowiedzieć na to, wydawałoby się banalne pytanie, proszę zastanów się, na ile w skali od 1 do 10, realizujesz poniższe potrzeby? Jeden oznacza: „totalny brak realizacji potrzeby”, a dziesięć „całkowite zaspokojenie potrzeby”.
Podstawowe potrzeby
  1. Bezpieczeństwo fizyczne
  2. Bezpieczeństwo finansowe
  3. Przyjaźń
  4. Zainteresowanie ze strony innych osób
  5. Bycie słuchanym
  6. Przewodnictwo
  7. Szacunek
  8. Uprawomocnienie
  9. Wyrażanie i komunikowanie emocji
  10. Poczucie przynależności
  11. Opieka
  12. Fizyczny dotyk (dotykanie i bycie dotykanym)
  13. Intymność
  14. Ekspresja seksualna
  15. Lojalność i zaufanie
  16. Osiągnięcia
  17. Poczucie zbliżania się do celów
  18. Poczucie kompetencji lub biegłości w jakiejś dziedzinie
  19. Poczucie współuczestnictwa
  20. Zabawa
  21. Poczucie swobody, niezależności
  22. Twórczość
  23. Duchowość- łączność z „Siłą Wyższą”
  24. Bezwarunkowa miłość.
Ile spośród powyższych potrzeb, rzeczywiście zaspokajasz?
O których z nich zupełnie zapomniałeś?
Co jesteś gotowy zrobić w ciągu najbliższego miesiąca w celu lepszego realizowania tej potrzeby?
Dbanie o siebie, to według mnie, zdolność dostrzegania i zaspokojenia podstawowych potrzeb jako człowieka.

Wyrażaj siebie w sposób autentyczny
Poproszę Cię teraz o to, byś zastanowił się nad tym:
Czy wszystko co w życiu robisz i co osiągasz, to Twoje osobiste aspiracje?
Czy na drodze Twojego życia nie pojawił się ktoś, kto wyznaczył Ci kierunek, mówiąc gdzie są Twoje granice, bądź kim masz być itp.?
To nie zawsze są budujące komunikaty. Jeśli spotkałeś się kiedykolwiek z narzucaniem opinii, wyznaczaniem zbyt wysokich standardów, to być może zdążyłeś już zinternalizować poczucie winy, że w jakiś sposób nigdy nie będziesz dość dobry. Co się wówczas dzieje?
Możesz spowodować u siebie nadmierny samokrytycyzm lub stale dążyć do doskonałości, nigdy tak naprawdę jej nie osiągając. Oznacza to, że mimo, iż wszystko dookoła Ciebie wskazuje na to, że powinieneś skakać ze szczęścia, Ty tak naprawdę dostrzegasz pustkę, nie potrafisz cieszyć się z tego co już jest, bo przecież ciągle masz przed sobą kolejne, niezrealizowane cele...
Po wykonaniu powyższych zadań, usiądź i zastanów się:
czego Ja właściwie chcę w swoim życiu?
(To pytanie zadedykuj samemu sobie, omiń wszystkie oczekiwania, o których słyszysz od rodziców, małżonka, żony, brata, szefa itd.)
Wkrótce wrócimy do tematu...
Opracowanie: Agnieszka Domagała

Jakie znaczenie dla naszej psychiki ma poczucie szczęścia?

Kiedy dwa tygodnie temu snułam się z przyjaciółką po Krakowie, by znaleźć przytulne miejsce, w którym spokojnie napijemy się dobrej kawy i zjemy pyszny sernik, nie myślałyśmy, że to popołudnie będzie tak obfitowało w refleksje...A spowodował to klimat znalezionej przypadkiem kawiarni.

Na dwie godziny przepadłyśmy dla świata, zatopione w zadumie i „byciu” w magicznym miejscu, w którym poza nami dwiema byli jedynie seniorzy, w wieku naszych dziadków. Cóż za kultura przez duże „K”! Owładnęła nas nostalgia za czasami, kiedy szarmancja mężczyzn i elegancja kobiet w swej jednoznaczności nie otwierały furtki żadnej dyskusji.


 
I wówczas patrząc na roześmianych seniorów, nieśmiesznie delektujących się każdym kęsem swojego dietetycznego ciasta, z przyjemnością zatapiających się w spokojne rozmowy, zadałyśmy sobie w tym samym czasie pytanie: „Czy sądzisz, że ci ludzie są już szczęśliwi? Czy kiedy znają już wszystkie swoje osiągnięcia i godząc się z ograniczeniami, mogą w końcu, pozbawieni presji- być szczęśliwi? A co, jeśli tak nie jest? Czy w ogóle warto szukać tego szczęścia? Czy gdyby ten uśmiechnięty staruszek siedzący przy stoliku obok, usłyszał takie pytanie, znałby jakąś znoszącą nasze obawy odpowiedź?
I tutaj zaczęłyśmy się zastanawiać, nad tym Co to znaczy być szczęśliwym?

 
Najczęściej pojęcie to kojarzymy z radością, zadowoleniem z siebie i swojego życia. Najlepiej gdyby emocje te towarzyszyły nam na co dzień, w sposób trwały.
Okazuje się jednak, że dla każdego oznacza to coś zupełnie innego.
Zachęcam zatem czytelnika, by zatrzymał się na chwilę i zadał sobie takie pytanie:
Co zobaczę w swoim życiu, gdy będę odczuwał zadowolenie, gdy na mojej tworzy będzie malował się uśmiech, a w sercu odnajdę pogodę ducha?
Czego brakuje mi do szczęścia dzisiaj?
Co się stanie, gdy już osiągnę..... (to o czym marzę i o czym myślę w bezsenne noce, kiedy tylko granice mojej fantazji ograniczają wyobrażenia)?
Ahh.... i tutaj odpowiedzi znajdzie się co niemiara i każdy z nas będzie miał inny obraz tego „szczęścia”. Warto go odnaleźć, by wiedzieć do czego zmierzam i nie spotykać się codziennie z frustrującymi pytaniami typu: a dlaczego Ty taki pochmurny jesteś?/ Czy coś się stało?/ Dlaczego Tobie nic się nigdy nie chce?/ A może Ty chory jesteś?
Jeśli miałabym odnieść się do danych naukowych, a w tym artykule zacznę od wprowadzenia do problematyki „szczęścia”, chciałabym , by czytelnik wiedział, że dobrostan psychiczny to przede wszystkim doświadczanie pozytywnych emocji, niski poziom negatywnych nastrojów oraz wysoki poziom zadowolenia z własnego życia.
Poszukując obiektywnych danych i odnosząc się do metaanaliz, należałoby uznać, że na dobrostan wpływ mają zarówno czynniki demograficzne (które nie zawsze zależą od nas), jak np.
wiek:

 
okazuje się, że młodość wcale nie musi byćnajszczęśliwszym okresem naszego życia, co zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie dylematy, z jakimi mamy wówczas do czynienia. Poszukiwanie swojego „ja”, swoich zainteresowań, własnej drogi- to wcale nie są takie przyjemne i proste wybory.
Prof. Czapiński w swoim artykule dot. mitów na temat szczęścia („Charaktery”, czerwiec 2002r) podaje, że częstozdarza się, że najszczęśliwsi to właśnie najstarsi ludzie. Mam jednak wrażenie, że będzie nam to dane, jeśli pogodzimy się ze swoimi ograniczeniami, a za nami będzie „piękne”, dojrzałe i spełnione życie.
Podeszłabym do tego faktu z pełnym optymizmem, gdyż należałoby zauważyć, że wraz z wiekiem powinniśmy być coraz szczęśliwsi i właściwie nie trzeba się o to specjalnie starać. Czas zrobi to za nas.
Płeć:

 
Przyznam szczerze, że zawsze bardzo interesowało mnie, czy płeć odgrywa jakąkolwiek rolę w odczuwaniu szczęścia. Nie chodzi tutaj o czyste założenie, że któraś z płci jest bardziej predestynowana do radości. Przeżycia, które związane są, z nazwijmy to: „doświadczaniem swojej płci”, powodują, że:
kobiety w młodości są bardziej szczęśliwe niż mężczyźni. Przyroda jednak zachowuje sprawiedliwość. Ta tendencja ulega bowiem odwróceniu około 40- tego roku życia. Mężczyźni są wówczas bardziej niż kobiety usatysfakcjonowani swoją sytuacją finansową i rodzinną. Wraz z wiekiem ten trend będzie się wzmacniał. Jakie są tego przyczyny?
Otóż, panowie przed 30- tym rokiem życia, konfrontując swoje marzenia z często ponurą rzeczywistością, mają wrażenie, że ich cele (głównie finansowe), nie odzwierciedlają wcześniejszych założeń. W tym czasie panie cieszą się ze swojej aktywności na polu zawodowym i rodzinnym, mając przy tym mniejsze aspiracje niż ich koledzy. Oznacza to, że rozdźwięk między oczekiwaniami, a tym co udaje im się faktycznie zrealizować jest, w tym wieku dużo mniejszy niż u mężczyzn.
Po 34- tym roku życia, panowie zaczynają jednak zarabiać wyraźniej więcej niż kobiety (łatwiej przychodzi im ryzykowanie), są usatysfakcjonowani z życia rodzinnego (gdyż statystyczny 34-latek zdecydowanie częściej niż jego równolatka ma już własną rodzinę). Z biegiem lat sytuacja finansowa panów dalej się poprawia, podczas gdy kobiety na ogół chętniej wycofują się z pełnego zaangażowania w sferę zawodową, a to decyduje o mniejszej zasobności portfela pań.
(źródło: Anke Plagnol z Uniwersytetu w Cambridge oraz Richard Easterlin, ekonomista z Uniwersytetu Południowej Kalifornii (Journal of Happiness Studies).
Jeśli do powyższych rozważań dodam jeszcze fakt, że mężczyźni znacznie bardziej akceptują siebie, są zdecydowanie mniej krytyczni wobec swojej fizyczności, pokażę jak wiele niepotrzebnego rozgoryczenia i smutku ominie panów, z samego tylko faktu, że cechuje ich rodzaj męski.
Proszę tylko, by pamiętać, że wciąż opisujemy statystyki, a te nie zawsze tak łatwo przełożyć na „prawdziwego” czytelnika.


 
miejsce zamieszkania

 
Duże miasta zapewniają rozrywki, większą ilość kontaktów społecznych i możliwość pracy, właściwie znika problem długotrwałego bezrobocia.
Ze statystykami nie zamierzam polemizować, choć uważam, że oddanie jej słuszności, bez uwzględnienia w nich „człowieka z krwi i kości”, to już świadoma ignorancja odmienności.
Co ma bowiem powiedzieć czytelnik, który ceni sobie jakość kontaktów z ludźmi i świadomie wybiera życie w małym miasteczku lub z radością buduje dom na przedmieściach? Taki ma po prostu scenariusz na siebie i będzie czuć spełnienie jedynie w zacisznym, może nawet bezludnym zakątku świata. I niech nikt, nie próbuje go przekonać, że jego wizja szczęścia nie spełnia odpowiednich kryteriów .
Ja będę się razem z nim cieszyła, że udało mu się odpowiedzieć na pytanie, co oznacza dla niego „moje wymarzone miejsce na ziemi” i włożył wysiłek w spełnienie tego marzenia.
Jednocześnie, mam dużo akceptacji i zrozumienia dla wszystkich tych, którzy potrzebują zgiełku dużej aglomeracji, anonimowości i widoku tętniącego życiem miasta o zachodzie słońca, gdy na horyzoncie widać miliony palących się świateł, pokazujących, że dookoła nas żyją nieznane istoty, które doświadczają właśnie szczęścia, bądź problemów, dokładnie tak, ja my.
Dochód

 
Popularne przysłowie mówi, że „pieniądze szczęścia nie dają”.
Czyżby?
Dają, ale tylko biednym, którym umożliwiają zaspokojenie podstawowych potrzeb. Gdy te zostaną już zabezpieczone, to raczej poczucie szczęścia, satysfakcji, wpływa na bogactwo niż odwrotnie. Spróbuję wytłumaczyć to w taki sposób: ludzie, którzy potrafią się cieszyć, mają pogodne usposobienie, budują więcej kontaktów interpersonalnych, a te z kolei mogą decydować o awansie, czy np. powodzeniu firmy.
Przyjrzyjmy się teraz mniej oczywistym i zarazem mniej dostępnym dla naszej oceny czynnikom:
Subiektywnie odczuwany stan zdrowia wpływać może nawet na długość życia. Psychoimmunologia podaje, że dobrostan psychiczny korzystnie wpływa na odporność organizmu i chroni przez wieloma chorobami,a co za tym idzie, zmniejsza ryzyko przedwczesnej śmierci.

 
A teraz, to co uważam za najważniejszą determinantę szczęścia: relacje społeczne.
Zależność jest prosta i jednocześnie dwustronna. Dobre relacje z ludźmi pomagają osiągnąć szczęście (rozumiane przez wielu jako np. pozycja społeczna, udane życie rodzinne i in.). Bliscy są dla nas ratunkiem, gdy zaczynamy odczuwać niezadowolenie i mogą sprzyjać szczęściu, ratując nas z opresji, wskazując właściwe rozwiązania, czy dając po prostu wsparcie. Pozytywne wibracje, które wysyłamy ludziom, przyciągają do nas z kolei coraz więcej przyjaźnie nastawionych znajomych.
Szczęśliwi ludzie lepiej radzą sobie zatem z wyzwaniami i potrafią lepiej układać sobie stosunki interpersonalne.
Jak „szczęście” wpływa na naszą psychikę? Pomaga nam śmiało podążać przed siebie, czerpać przyjemność z każdego dnia, dostrzegać najdrobniejsze dowody na to, że ten świat nam sprzyja. Tak kształtowane przemyślenia i codzienna radość działają na zasadzie samospełniającego proroctwa i nieuchronnie prowadzą do szczęścia :)
Pięknego dnia Czytelniku!


 
Agnieszka Domagała

 

Jak przetrwać kryzys?

W poprzednim artykule wskazywałam Ci Drogi Czytelniku na fakt, że kryzys to etap przejściowy, pewna „gruba kreska” pomiędzy tym, co było (nie wiadomo też, czy wróci), a tym co dopiero nadejdzie.
Nie ma szans na to, byś mógł tkwić w takim stanie przez resztę życia.
Kryzys to często okazja do posprzątania bałaganu w Twoim życiu i początek nowej drogi, w której podążać będziesz, być może do zupełnie innych celów, ale i w zgodzie ze sobą (jeśli tylko pozwolisz sobie na to).



Zanim jednak zaczniesz cieszyć się z kryzysu i stwierdzisz: „jak patrzę teraz na swoje życie, to widzę, że to cierpienie było mi potrzebne”, przedstawię Ci najprostsze sposoby na poradzenie sobie z aktualną rozpaczą:


Zaakceptuj stan, w którym jesteś teraz.

Jeśli jest Ci smutno, czujesz żal, masz ochotę płakać, to płacz! Jeśli jesteś wkurzony, masz ochotę wrzeszczeć, przeklinać- zrób to! (obyś tylko nie wyładował się na innych, bo jak wiesz, to niczego nie poprawi). Jeśli potrzebujesz czegokolwiek innego, jak np. głośnego słuchania muzyki, wyjścia na spacer, telefonu do kogoś bliskiego, rozmowy z kimś, kto Cię nie ocenia, postaraj się zadbać o to, byś dzięki temu, mógł poczuć ulgę.


Zastanów się dlaczego kryzys pojawił się w Twoim życiu.

Jakiej zmiany teraz potrzebujesz? Co takiego los chciał Ci powiedzieć? Jaką nową wiedzę zdobyłeś?


Jeśli czujesz, że problem jest zbyt duży, zgłoś się do specjalisty, który pomoże Ci przejść przez ten ciężki czas.

Pamiętaj, że jeśli popsuje ci się samochód, to zazwyczaj szukasz mechanika, który ci go naprawi, jeśli popsuły ci się buty, idziesz do szewca. Z jakiego powodu zatem doświadczając kryzysu miałbyś zbagatelizować, zaprzeczyć „bólowi wewnętrznemu”?

Poszukaj i rozwijaj swoje pasje.
Jeśli znasz człowieka, który funkcjonuje na pełnych obrotach, jest szczęśliwy, pełen entuzjazmu i dzieje się tak od zawsze, to oznacza, że albo ta intensywna praca to dla niego czysta przyjemność, albo to rodzaj „papierowego domku z kart” który wywołuje pytanie: kiedy to się wywróci?
Bardzo ważne jest by dać sobie okazję do naładowania swoich akumulatorów poprzez własne zainteresowania, które wybijają z trybu praca, dom, spanie, praca, dom, spanie...
Możesz np. zapisać się na naukę tańca, grę w tenisa, aerobic, ect.


 


Wprowadź wysiłek fizyczny do swojego życia.
Postaraj się co najmniej cztery razy w tygodniu zorganizować sobie półgodzinne ćwiczenia. Nie muszą być to forsowne treningi. Wystarczy, że pójdziesz na spacer. Zmęczenie, które osiągniesz, spowoduje, że Twój organizm zostanie przekierowany na inne emocje i myśli, niż te które odczuwasz teraz.




Skorzystaj z listy umilaczy, którą stworzyłam dla Ciebie w artykule: „Jak się zrelaksować i naładować pozytywną energią?”


Spotkaj się z dawno niewidzianymi znajomymi
Jeśli jeszcze nie miałeś okazji tego zrobić, zrób porządek w swoim życiu, pozbądź się niepotrzebnych sprzętów, ubrań, pamiątek.
Pozwól sobie na odczucie ulgi, która temu towarzyszy. A może zaczniesz czuć coś jeszcze. Co takiego?
Jeśli chcesz wpuścić świeże powietrze do swojego życia, należy najpierw otworzyć okno i wypuścić, to które zalega w Twojej przestrzeni.


Wyeliminuj również niepotrzebne znajomości i ogranicz kontakty z osobami, które tylko „nakręcają cię negatywnie”, mówią o problemach, plotkują i sycą się widokiem cudzego nieszczęścia.
Twoje nieszczęście bowiem nie będzie trwać wiecznie, ale też z drugiej strony, należy pamiętać, że wielu jest takich, którzy budują swoje poczucie wartości, ba! nawet własne kontakty międzyludzkie na rozprzestrzenianiu informacji o Twojej porażce.
Przekazuj takim ludziom jedynie informacje o tym, że sobie radzisz lub po prostu nie stwarzaj im okazji do krytykanckich uwag.


Uśmiechaj się, działaj i spokojnie poczekaj na efekty wprowadzonych przez Ciebie zmian. Przyjdą na pewno!






Opracowanie:

Agnieszka Domagała